Pierwsze zwycięstwo w nordic walking!
Stało się! Wygrałem swoje pierwsze zawody nordic walking. Grand Prix Warszawy i Bieg “Babie Lato 2020” zapamiętam bardzo dobrze. Czas na mecie też zaskoczył – 30 minut na 5 kilometrów połamane. Jest MOC! 🙂
Grand Prix Warszawy i Bieg “Babie Lato 2020”
Impreza odbyła się 12 września w lesie Kabackim, w którym startuję od 2009 roku. Kameralna impreza dla warszawiaków, na którą zawsze się z chęcią wybieram, jeśli tylko mam taką możliwość. Do tej pory startowałem w biegu na 10 kilometrów, ale w momencie, kiedy zacząłem się przerzucać na kije, wybrałem trasę 5 kilometrów. Trasa biegu/marszu jest dość prosta, wiedzie mocno udeptanym ścieżkami leśnymi. Na plus (dla mnie) brak wymagających podbiegów, urozmaicona trasa. Nic, tylko startować!
Start
Start marszu nordic walking został zaplanowany na godzinę 10:00. Dzięki warszawskiemu metru udało się dotrzeć na czas. Krótka rozgrzewka, sprawdzenie sprzętu i mogłem się zacząć ustawiać na linii startu. Udało się nawet zapozować do zdjęć 😀

Cała grupa ruszyła mocno, jak to na starcie. Kilkanaście metrów i zdałem sobie sprawę, że idę na 5-7 pozycji. Pomyślałem, że nie jest źle, ale o podium może być ciężko. Tempo oscylowało wokół 6 minut/kilometr, więc – jak dla mnie – szybko. Cały czas starałem się utrzymać poziom, nie odpuszczać. Po jakiś 500 metrach, kiedy pierwsze emocje już opadły, zdałem sobie sprawę, że jest naprawdę nieźle i trzymam kontakt z prowadzącą czołówką. A dokładnie – dwoma prowadzącymi zawodnikami.
Cały czas mocno
Pierwszy kilometr wybił na zegarku a ja już wiedziałem, że realizuje swój plan minimum, czyli miejsce w pierwszej trójce. Para prowadzących zawodników szła tuż obok siebie, więc nie miałem możliwości ich w jakikolwiek wyprzedzić na wąskiej, leśnej ścieżce. Dopiero po pierwszym zakręcie w prawo, tuż przed pierwszym znacznikiem kilometra, zrobiło się luźniej i mogłem zacząć realnie myśleć o podkręceniu tempa. Czułem się wyjątkowo dobrze, pomimo tego, że tempo nie spało. W którymś momencie jeden z zawodników potknął się i wywrócił. Krzyknąłem, czy wszystko w porządku. Nic mu się nie stało, ale został wytrącony z rytmu. W takim układzie zostałem już tylko ja i prowadzący zawodnik.
Łeb w łeb
Od 2 kilometra rywalizowałem już tylko z jednym zawodnikiem. Nieśmiało zaczynała kiełkować w mojej głowie myśl, że dzisiaj mogę walczyć o pierwszą pozycję w zawodach. Czułem jednak, że prowadzący zawodnik jest bardzo mocny, nawet na chwilę nie odpuszcza. I on na pewno miał podobny “plan” w głownie – nie odpuścić i wygrać te zawody.
Tempo nie spadło choćby na moment. Poszczególne kilometry robiliśmy z bardzo podobnymi międzyczasami. Było mocno, ale nie czułem się wyczerpany. Adrenalina buzująca w żyłach nie pozwalała mi odpuścić. Cały czas parłem do przodu, nie odpuszczałem.
Kolka 🙁
W okolicach 3 kilometra poczułem, że lekko zaczyna mi brakować tchu. Powodem była kolka, którą coraz bardziej zaczynałem odczuwać. Co sobie pomyślałem, to… nie nadaje się do publikacji. Starałem się nie panikować, trzymać tempo i nie pokazywać po sobie, że mam kryzys. Opłaciło mi się zacisnąć zęby i po (dłuższej) chwili zwątpienia, zaczynałem wracać do normalności. Wtedy też podjąłem pierwsze próby szarpania tempa, czyli interwały. Zawodnik nie dawał jednak za wygranął i nie odpuszczał. Takie przyśpieszenia były bardzo męczące, ale też pokazały mi, co jestem w stanie ugrać podczas tych zawodów. Wiedziałem, że lekko nie będzie.
Przełom
Nie poddawałem się. Kolejny krótki interwał i zorientowałem się, że rywal coraz słabiej odpowiada na moje ataki. Zacisnąłem zęby i podkręciłem tempo po raz kolejny. Udało się! Zyskałem 1-1,5 metra przewagi. Błyskawicznie podjąłem decyzję, żeby to wykorzystać i spróbować wykrzesać z siebie jeszcze trochę. Wiedziałem, że jeśli zbuduję sobie przewagę na tym etapie, to jest szansa, że metę zawodów przekroczę jako pierwszy. Mijając znacznik 4 kilometra miałem niewielką jeszcze przewagę, dlatego cały czas motywowałem siebie do wysiłku. Starałem nie oglądać się za siebie, tylko przeć do przodu. Miałem już w swojej biegowej karierze zawody, kiedy prowadziłem w biegu, ale na ostatnich metrach przeciwnik wyskakiwał zza pleców, a ja nie mogłem nic na to poradzić. Dlatego bardzo nie chciałem, żeby ten scenariusz się spełnił.
Widzę metę!
Na ostatniej prostej nawet na moment nie zwolniłem. Bałem się, że drugi zawodnik dogodni mnie i wyprzedzi. Wiedziałem, że jestem w stanie wygrać te zawody i nie chciałem stracić tej szansy. Dopiero po przekroczeniu linii mety mogłem głęboko odetchnąć – już nic więcej nie mogłem przecież zrobić.

Wygrałem! 🙂
Tak, wygrałem swoje pierwsze zawody nordic walking! Nie myślałem, że uda mi się to tak szybko, a zwłaszcza – w Warszawie. Tym samym spełniłem też jedno ze swoich sportowych marzeń – podium na Grand Prix Warszawy. Super!

29:48
Czas na mecie: 29 minut i 48 sekund. Bomba! Link do pełnych wyników zawodów [tutaj]. Nie była to atestowana trasa, co nie zmienia faktu, że był to mój najlepszy start. Efekty treningu pod nordic walking i praca nad techniką widocznie zaczynają przynosić pożądane efekty. Wespół z dobrą dyspozycją dnia sprawiło to, że pierwsze miejsce w zawodach było moje. Znakomicie, cisnę dalej!

1,957 wszystkie wyświetlenia, 1 wyświetelenia dzisiaj
Brawo! <3 🙂