Pojechać na zawody i… nie zabrać kijów xD
Na 6. Strażacką Dychę w Skułach (a ściślej rzecz ujmując – marsz nordic walking) wybrałem się podejmując spontaniczną decyzję o starcie. Jak się później okazało, zawody okazały się wyjątkowe nie tylko ze względu na osiągnięty wynik (2. miejsce OPEN), ale też… brak kijów do nordic walking. Jak do tego doszło? (Nie) wiem! 🙂
6. Bieg Dycha Strażacka w Skułach – startuję!
W dalszym ciągu jestem “głodny” startów w nordic walking, dlatego też pilnie przeglądam kalendarz zawodów. Udało mi się wypatrzyć zawody w Skułach, czyli całkiem niedaleko mojego miejsca zamieszkania (około 40 kilometrów). No cóż, sprawdziłem dojazd do siebie (nie było źle), przejrzałem regulamin i wieczorem zadecydowałem, że jadę. Wiedziałem, że zawody na dystansie 10 kilometrów mogą być wymagające zwłaszcza, że miałem już za sobą start na Bieg Uśmiechu 2020 w Warszawie, który udało mi się wygrać. Niejako będąc “na fali”, chciałem się jeszcze jak najszybciej sprawdzić.
Kierunek – na zawody nordic walking!
Start był zaplanowany na godzinę 11.00, czyli nie musiałem się zrywać z rana. Niby wszystko toczyło się standardowo, lekkie śniadanie, spakowanie plecaka z ciuchami, kanapki na drogę, a jednak cały czas wydawało mi sie, że o czymś mogę zapomnieć. Finalnie, pakując do plecaka masażer pomyślałem – mam wszystko, mogę jechać. No i pojechałem xD
Wszystko idzie dobrze…
Dojazd na miejsce zawodów nie sprawił większego problemu. Zaparkowałem swojego “Lancelota” i ruszyłem do biura zawodów. Czasu miałem pod dostatkiem. W biurze zawodów bezproblemowo udało mi się zapisać na marsz nordic walking. Dostałem pakiet startowy i – spokojnie – ruszyłem do samochodu, żeby się przebrać. Wszystko oczywiście – na spokojnie xD
…do czasu!
Przebrałem się w strój startowy. Zostało mi jeszcze tylko wplątanie czipa w sznurówki buta. Poszło gładko. Pomyślałem: “ok, jestem już gotowy!”. I wtedy naszła mnie bardzo głęboka refleksja: GDZIE są moje KIJE do NORDIC WALKING??? Początkowo myślałem, że wrzuciłem je do bagażnika. Niestety, tam ich nie było. Wtedy już byłem prawie przekonany, że nie wystartuję w tych zawodach w marszu nordic walking. Bo jak tutaj rywalizować, kiedy kijów brak?
Szybko jednak przemyślałem temat, spojrzałem na zegarek (zostało mi jakieś 25 minut od startu) i zdecydowałem, że spróbuje chociaż wystartować w biegu na 10 kilometrów. No cóż – bywa. Musiałem tylko zgłosić się do biura zawodów, aby to uzgodnić. Popędziłem, bo czas gonił.
W biurze zawodów chyba poprawiłem humor paniom, które przyjmowały biegaczy, bo zaczęły się śmiać. Początkowo miałem się po prostu wystartować w biegu, ale zacząłem męczyć tamtejsze panie, czy nie mają może pod ręką jakichś kijów do nordic walking. Jedna z nich powiedziała tylko “no pewnie” i spytała, czy po nie podskoczyć. To była mała miejscowość, więc było to wykonalne. Finalnie, znalazł się jakiś starszy strażak, który skoczył na “górę” remizy po swoje kije. Uff… Byłem uratowany! 😀
Dostałem kije trekkingowe. W sumie to był mój pierwszy kontakt z tego typu kijami. Wiedziałem, że różnią się od tych do nordic walking, ale w tym przypadku, to były najlepsze kije pod słońcem xD Na otarcie łez były to kije z regulowaną wysokością, więc mogłem je choć trochę pod siebie dopasować. Nie miałem za dużo czasu, żeby się z nimi “zapoznać”. Kilka przebieżek i już musiałem się ustawiać na linii startu. Ważne, że miałem KIJE i mogłem wystartować!
Do marszu, gotowi… start!
Odpaliłem swojego Garmina i ruszyliśmy. Od razu jeden z zawodników narzucił wysokie tempo i wiedziałem, że to będzie mój główny konkurent na tych zawodach. Ruszyłem za nim, ale nie byłe w stanie utrzymać jego tempa. Może te nie było zbyt wysokie, ale ciężko było mi opanować sprzęt. Kije zupełnie inaczej układały się w dłoni, nie miały też rękawiczki, tylko tasiemki. Słowem, było ciężko iść w dobrym tempie w sumie nie pracując jakoś wybitnie kijami. Te, niestety, bardziej mi przeszkadzały, aniżeli pomagały. No trudno, trzeba było maszerować dalej i nie tracić zbyt dużo dystansu do prowadzącego zawodnika. Ten, dość szybko, wyrobił sobie jakieś 50-70 metrów przewagi. Wiedziałem, że na dystansie 10 kilometrów to jeszcze o niczym nie świadczy, więc nie traciłem wiary w to, że mogę wygrać te zawody.
Maszerujemy!
Nawierzchnia trasy 6 Dychy Strażackiej była dość mocno urozmaicona. Początkowo wiodła po asfalcie (pierwsze 2-3 kilometry), następnie wiodła leśnymi ścieżkami. Już po pierwszym kilometrze wiedziałem, że będę miał przygody z tymi kijami. Czułem, jak tasiemki wżynają mi się w rękę i byłem przekonany, że będę miał otarcia. Rękojeść kija nie była zbyt wygoda zwłaszcza, gdy pracując kijem, wyrzucałem go za siebie. To był jednak pikuś. Najgorsze było jednak to, że tasiemki mocujące zaczęły mi się luzować i kij zaczynał mi wypadać z ręki. No i zaczęło się. Co jakieś 100-150 metrów musiałem poprawiać wiązanie i dociągać tasiemkę. Było to konieczne, kij w końcu by mi wypadł. Tak więc cały czas starałem się nie tracić dystansu i podciągałem tasiemkę. Bardzo to wytrącało z rytmu marszu, ale innego wyjścia nie było.
Połówka za mną
W sumie do piątego kilometra nic się ciekawego nie działo. W sumie nie zastanawiałem się, ile mam przewagi nad drugim zawodnikiem. Ważne było dla mnie to, żeby dojść do prowadzącego. Wtedy wszystko by było jeszcze możliwe. Gdzieś w okolicach 5 kilometra zauważyłem, że skróciłem do niego dystans. Widziałem, jak ogląda się za siebie, jego ruchu ramion nie były już takie zamaszyste, energiczne. To był dobry moment, żeby go dojść, ale… Nie udało mi się to, ponieważ za każdym razem, kiedy chciałem podkręcić tempo czułem, że rozwiązuje mi się mocująca tasiemka. Chwila na poprawę wiązania i już zaczynałem tracić. Nic sie nie zmieniało, ale starałem się nie odpuszczać. Wiedziałem, że dopiero na linii mety kolejność w zawodach zostanie ustalona. Dopóki wyścig trwał – wszystko się może zdarzyć.
Do mety już niedaleko
W okolicach 8 kilometra prowadzący zawodnik mi bardzo odskoczył. W sumie nie wiem, jak to się stało, bo na prostych nie widziałem, żeby bardzo przyśpieszał. Po trochu zacząłem już tracić nadzieję na zwycięstwo. Szedłem dalej swoim tempem i poprawiałem tasiemkę na ręce. Za sobą nie widziałem nikogo. Raz tylko zdarzyło mi się minąć jakieś biegaczki, które truchtały do mety.
2. miejsce OPEN
Zawody 6. Dycha Strażacka zakończyłem w zawodach nordic walking na drugiej pozycji. Wyniki zawodów 6. Dycha Strażacka możecie znaleźć na stronie pomiaru czasu. Czy jestem zadowolony z wyniku? Tak, z tego startu ciężko byłoby coś więcej wyciągnąć. I tak się cieszę, że udało się wystartować i zebrać kolejne doświadczenia w nordic walking. Nie był to może idealny start w zawodach, z przygodami, ale z pewnością będzie należał do tych, które na długo zapadną w mojej pamięci 🙂
1,095 wszystkie wyświetlenia, 1 wyświetelenia dzisiaj
😀 😀